piątek, 28 czerwca 2013

Dostałam nominację od wielkiego brata

Dziś powiadomiła mnie Agnieszka, właścicielka blogu Niekończące się marzenia o nominacji na odpowiadanie na pytania w celu lepszego poznania blogera , tylko kogo ja nominuję?
 
Pytania :
1.  Jaki preferujesz styl ubierania?

    To mnie zastrzeliłaś, lubię sukienki i spódniczki do nich szpilki lecz na co dzień chodzę w spodniach do tego jakaś bluzeczka bądź sweterek. Choć ostatnio bywało gorąco i ubierałam wszystko co luźne. A na rower i w góry wolę na sportowo :)

2.  Która książka w ostatnim czasie bardzo Cię zaintrygowała, zafascynowała? Jeśli chcesz napisz dlaczego?

Książek było wiele, które dały mi do myślenia, odbiły się echem...
Chyba taka, która dała mi wiele do myślenia i zmieniła mój światopogląd była książka Malwiny Kowszewicz "Zakazane Gry",mimo podobno napisana słabo ( pytanie czy któryś polski pisarz/pisarka zadowolą ciągle narzekających polaków?) mi dała pogląd na coś innego.

3. Wolałabyś mieszkać na wsi czy w mieście. Dlaczego?

Mieszkam w mieście, w małym mieście na jego przedmieściach,  30 metrów ode mnie zaczyna się wieś. Mam daleko do Poznania, do Zielonej Góry, lecz nad morze i w góry po  200 km i z tego się cieszę.

4. Czy robisz w swoim życiu to, o czym zawsze marzyłaś (praca , nauka)?

Marzenia a rzeczywistość  dwa różne światy, zawsze chciałam pracować z dziećmi lecz na to pewnie kiedyś przyjdzie czas. Co do nauki dążę do spełnienia marzenia w ostateczności.

5. Jeśli miałabyś możliwość zmiany swojego imienia, to na jakie byś je zmieniła?
 
  Kiedyś nie lubiłam swojego imienia, później miałam etap w życiu omijający przez kogoś moje imię, mówił do mnie Kwiatuszku, Księżniczko, Słoneczko, Skarbie (blee) lecz to minęło i tu chwała Rafałowi który do mnie mówił Kasiek, Kasiulku, Ksieńko, Kasik, Kaśku... teraz je akceptuje choć irytuje mnie brak odmiany u niektórych ... 

6. Co denerwuje cię najbardziej u współczesnych ludzi?

   Współcześni ludzie są bezczelni, krnąbrni materialiści. Uczucia są dla nich passe, lepiej żyć samemu niż komuś zaufać. Jestem w głębi duszy inna niż ten świat dookoła mnie.

7. Czy w swoim życiu miałaś, masz jakieś ciekawe hobby, zbierasz jakieś przedmioty?
 
    Zbieram 2-złotówki te wydane okolicznościowo;) uwielbiam układać puzzle i czytać książki, wędrować po górach, tam bym się przeprowadziła, a i rower jego cenię najbardziej a teraz droższa pasja samochody.

8. Które miasto w Europie najchętniej byś zwiedziła?


To pytanie dla mnie trudne, nie mam jednego konkretnego, chętnie zjechała bym cały kontynent, mogła by być Barcelona, Rzym, Praga...


9. Czego nigdy w życiu byś nie zrobiła.

Chyba "złapała" faceta na dziecko.

10. Sytuacja którą na zawsze chciałabyś zachować w pamięci to...?

Zdanie prawka i poznanie pewnej osoby, która okazała się być dobrym człowiekiem i poznanie mojej przyjaciółki :)

11. Twoja największa wada to?

Porywczość chyba trochę , niezdecydowanie chyba trochę, łatwowierność pewnie też... i to szukanie 





Marysia...



Marysia
Wczoraj spotkałam idącą ulicą parę: on i ona, szli rozmawiając ze sobą, ona pchała wózek z maleństwem, on trzymał dwóch chłopców za rękę. Siedziałam na ławce na pięknym starym rynku z kocimi łbami, z pięknymi drzewami. Siedziałam na ławce i przyglądałam się ludziom idącym do kościoła. Wyglądali wszyscy elegancko, kobiety w dopasowanych żakietach, spódnicach za kolano, w butach z niewysokim korkiem, fryzury idealnie spięte. Pomyślałam nie moje czasy, nie mój świat, popatrzyłam na siebie, miałam ubraną sukienkę do kolan w kolorze kremowym z białym kołnierzykiem. Wstałam z ławki i poszłam w stronę kościoła, przy wejściu  dostrzegłam tablicę z ogłoszeniami a na niej wisiało ogłoszenie z datą 23.06.1939 rok… była niedziela. Wchodząc do kościoła stanęłam przed dobrze znanym mi miejscem, pozłacane ramy obrazów, piękne barokowe wnętrze, złote oko w srebrnej oprawie nie dało mi wątpliwości stałam w moim mieście 74 lata wcześniej…  Patrzyłam na ludzi, byli uśmiechnięci, szczęśliwi mieli dużo znajomych i czas aby przywitać się zamienić parę słów. Lecz nadal ciekawiła mnie para z trójką pociech, dwóch chłopców grzecznie stojących przy wózeczku siostry. stanęłam na przeciw tej rodzinki, żeby obserwować jak piękne i sielskie życie było parę tygodni przed wybuchem drugiej wojny światowej, w miasteczku granicznym z Niemcami wtedy to była II Rzesza Niemiecka... Lato tego roku zapowiadało się piękne. Ludzie spędzali dnie spacerując po parku oglądając zamek, piękny barokowy zamek książąt Zbąskich później Garczyńskich. Park był piękny zadbany z wieloma alejkami prowadzącymi  nad jezioro. Czyste błękitne niebo , nie przepowiadało jak wiele się zmieni za parę dni. Poszłam na plażę, spotkałam tam tą mamę z dziećmi, siedziała na kocu dzieci bawiły się przy brzegu. Usiadłam na kępie trawy obok niej wystawiając twarz do słońca był sierpień, początek zbioru upraw z pól. Marysia bacznie obserwowała swoich synów, w pewnym momencie usłyszałam :
- jesteś nowa w naszym miasteczku? – zapytała Marianna
Zdziwiona popatrzyłam na nią
 – tak jestem tu nowa ( w sumie nawet nie bardzo wiedziałam jak się tam znalazłam);
- Ja mieszkam tu od urodzenia, tutaj się wychowałam i teraz wraz z mężem i dziećmi mieszkamy tu. Choć mój mąż pochodzi z daleka mieszkał w Krobi to sporo kilometrów . Przyjeżdżał do mnie rowerem, najbardziej żal mi go było zimą, więc widywaliśmy się wtedy rzadko, pieniędzy brak, bilety drogie i czasem drogi zasypane. Po paru latach odwiedzin postanowiliśmy się pobrać. Mąż zamieszkał, tu ze mną, wiesz on jest stolarzem.
- Piękna historia, mimo odległości, różnych pór roku i przeciwności losu.
- Przeciwności losu , gdzie tam wystarczy wiara i chęci a życie samo się ułoży jak chcesz.
Pomyślałam, że ona ma cudowne życie. Uśmiechała się do ludzi, zerkała na dzieci i malutką córeczkę, która spała w wózeczku. Opowiadała o swoim sielskim życiu:
-Mój mąż jest teraz przy zbiorach, pomaga, abyśmy się nie musieli martwić zimą o pyry, marchew, mięso czy mleko albo masło. Rodzina ma dużo pól i każda para rąk jest potrzebna. O tam wskazała palcem po drugiej stronie jeziora pracuje mąż, piękne miejsca las i pola. Odprowadziłam Mariannę i dzieci do domu, pod kamienicę w której mieszkali, w pięknym mieszkaniu nie dużym na parterze z podwórkiem, ogrodem i dojściem do rzeki. Parę tygodni później przeprowadziłam się na strych w kamienicy nad rodzinką. Malutki pokoik z oknem na rzekę i jezioro, czasem spoglądałam jak ucieka słońce, maluje swoimi promykami korony drzew, taflę jeziora skrzącą się jak lampki na choince. Dni mijały coraz szybciej i szybciej kończył się sierpień nadchodził wrzesień, dostałam pracę w pobliskiej szkole podstawowej, miałam  pracowałam z najmłodszymi w końcu robić to co lubiłam. Te lato było ostatnim beztroskim latem, podczas pobytu w tym mieście zdążyłam zaprzyjaźnić się z mamą dwóch uroczych chłopców Leona i Józia, dziewczynce na imię  było Zosia a mamie Marysia. Ostatnimi dniami sierpnia mówiono coraz częściej o dziwnych sytuacjach przy granicy polsko – niemieckiej. Szeptano o  wojnie… Ale gdzie wojna jedna skończyła się niedawno dopiero, ludzie nie zdążyli podnieść się ze strat. Franek jakby przewidując najgorsze zaopatrywał żonę i dzieci w zapasy, budował różne ziemianki, bo nigdy nie wiadomo. Tato rodzeństwa, stolarz Franciszek,  długo nie cieszył się z obecności dzieci i żony mieszkając na przedmieściach miasteczka 1 września 1939 roku poszedł walczyć za ojczyznę za Polskę. Marianna przepłakała nie jedną noc za mężem. Niemcy źli ludzie, gwałcili kobiety i dziewczynki , bili mężczyzn, starszych i dzieci. Nie mogłam podjąć pracy w szkole nie doszło do tego. Marianna uratowała mi wtedy życie schowała w ziemiance, zaraz po pierwszych strzałach nad ranem 1 września 1939 roku. Jej ze względu na dzieci odpuszczono, lecz inne nie miały tyle szczęścia. Gdy przez miasteczko przetoczyła się pierwsza fala niemieckich wojsk, ujrzałam światło dzienne i szczerze wolałam tego nie oglądać.  Mijał dzień za dniem, dzieci podrastały, Franek nie wraca a żonie rósł brzuch, kolejne dziecko w tak ciężkich czasach. Zaprzyjaźniłam się z Marią , mieszkałam na poddaszu tej samej kamienicy, pomagałam w pracach domowych i opiece nad dziećmi. Minęła jesień nadchodził grudzień, dla mnie miesiąc nadziei, marzeń, miłości i radości z narodzin Jezusa, maleńkiego zbawcy . Grudzień przywitał nas mrozem i śniegiem, ku radości dzieci i zmartwieniu mojej przyjaciółki. Martwiła się tym, że nie ma męża, że wigilia będzie inna niż te poprzednie. Mieszkając parę miesięcy w tym miasteczku poznałam różnych ludzi, między innymi leśniczego, pozostawiony na swoim stanowisku leśniczy Jan miał ponad 30 lat, samotny, mieszkał w lesie wraz z kilkoma rodzinami którzy się tam osiedlili po pierwszej wojnie światowej. Janek został oddelegowany po szkole zaraz na leśniczówkę , takie dziwne były czasy.
Opowiadał  o sobie czasem śmieszne historie, pochodził z okolic Gdańska, znad morza kochał lasy, bo jak ich można nie kochać za piękny zapach w gorące letnie dni.  Za przyjaźniłam się z nim, był miły, wrażliwy, pierwsze wrażenie sprawiał nie dostępnego człowieka. Pod skorupą niedostępności skrył się wrażliwy człowiek. Był trochę wyższy ode mnie, miał brązowe oczy, ciemne włosy i zniewalający uśmiech. Rozmowy z nim przynosiły mi ukojenie od niechybnych myśli gdy żyliśmy w czasach okupacji. Pomógł zdobyć nam opał gdy przyszła sroga zima. 24 grudnia przywiózł piękny świerk. W mieszkaniu zapachniało świerkiem, dzieci przyozdobiły choinkę ozdobami, które znalazły w kartonie na dnie szafy zrobionej przez Franciszka, sporej szafy ze skrzypiącymi drzwiami. Przyozdabianie choinki sprawiało wszystkim wiele radości. Nasza skromna wigilia składająca się z kilku potraw takich jak: opłatek, kapusta z grzybami, kapusta z fasolą i duszonymi pyrami, zupa z ryby, smażona ryba, pierogi z kapustą i grzybami, oraz barszcz. Skromnie i niewiele lecz wolny talerz na stole pozostał czekając na Franka do wspólnej wieczerzy wigilijnej zasiedliśmy wszyscy wraz Jankiem i wolnym miejscem dla strudzonego wędrowca. Wieczór spędziliśmy na śpiewaniu kolęd i pastorałek. Wieczorem Marysia została w domu czekając z nadzieją na Franka, nie mając pojęcia czy żyje, czy gdzieś już został pochowany godnie. Pasterka odbyła się w kościele pod eskortą wojsk niemieckich aby nikt nic nie zrobił przeciwko okupantowi. Tej nocy Janek spał w moim pokoju w moim łóżku ja u Marysi tam gdzie mieszkałam od początku zimy z oszczędności lepiej ogrzewać choć trochę jedno małe mieszkanie niż mieszkanie i pokój na poddaszu. Marysia opowiadała o swoich świętach z mężem, tęskniła za nim mimo iż nic o tym nie mówiła. Z dnia na dzień było jej coraz trudniej kolejna ciąża sprawiała jej trudności, męczyła się szybciej, nogi miała opuchnięte i bez wsparcia swojego ukochanego. W pierwszy dzień świąt doszła nas wiadomość o zbliżających się wojskach Radzieckich. Mieliśmy nadzieję, że tym razem nas ominie inna okupacja. Bardzo się myliliśmy w drugi dzień świąt wraz z switem rozległo się głośne dobijanie do drzwi. Marysia zerwała się na równe nogi choć w jej stanie było to dość trudne. Pobiegła do drzwi , otwierając je miała nadzieję na cud, że to mąż. Myliła się, w progu stało dwóch niemieckich żołnierzy, dwóch następnych z góry sprowadzało Janka w piżamie. Wtargnęli do mieszkania z łóżek siłą wyciągnęli zaspane dzieci mnie za łokieć pociągnęli na korytarz zdążyłam chwycić sweter dla siebie, Marysi i chłopców, Zosię wzięłam na ręce i mocno przytuliłam pod swetrem. Wypchnięto nas bosych nie odzianych na ulicę i nakazano dołączyć do reszty ludzi siedzących na wozie. Wieźli nas nad jezioro, zwozili ludzi z każdej strony z okolic. Na plaży zepchnęli nas z wozów i popychali w stronę zamarzniętej tafli, setki ludzi: bosych, nieodzianych, wystraszonych i zdezorientowanych. Stałyśmy na tafli lody modląc się o cud, Marysia trzymając chłopców za ręce, ja mając Zosię na rękach przytulając najmocniej na świecie, obok mnie stał Janek. Ktoś krzyknął, że będą wysadzać w lód, lód na którym staliśmy wszyscy, wybuchła zwiększona panika, ktoś ruszył do ucieczki, padł strzał. Zapadła cisza, niczym nie zmącona cisza. Wśród żołnierzy zaczęły się szmery, padło parę komend po niemiecku i zaczęli w pośpiechu się wycofywać, uratowało to nas. Wojska niemieckie wyparły wojska radzieckie. Uratowało to wiele ludzkich istnień. Z Marysią połączyła nas niewidzialna nić a Janek stał się najbliższą osobą zaraz po Marysi i dzieciach.
Z Jankiem latem przed Bogiem ślubowaliśmy sobie miłość. W międzyczasie urodziła się Tereska. Po dwóch latach wrócił Franek, ogromna była radość, gdy zapukał do drzwi mieszkania a tam nadal czekała na niego z utęsknieniem żona i czworo dzieci. Doczekali się 7 dzieci, wnucząt lecz tylko Marysia poznała część swoich prawnuków, była wspaniałą drobną, mądrą i kochaną prababcią.


Dziękuję Magdzie Kordel za możliwość spełnienia części moich marzeń, Dzinie za uczepienie się mojej wyobraźni : CHŁOPAKU DZIĘKUJĘ CI. Dziękuję też Ani: kochana bez Ciebie nie było by mnie, Agaci za wieczorne rozmowy, Cioteczce Sabinie, Kasi i Dorci za to, że są i mają ogrom cierpliwości dla mnie.

niedziela, 23 czerwca 2013

Wakacje

Aaaaaaaa zakończyłam sesję i rok akademicki... Plany na najbliższe dwa tygodnie Napisać opowiadanie do Magdaleny Kordel klik, dokończyć Chuligankę i spakować się kierunek Szklarska Poręba klik z moją kochana Anią i poznam w końcu osobiście Agnieszkę :D  zapowiada się szalony czas....


poniedziałek, 3 czerwca 2013

Szkoła żon. Magdalena Witkiewicz.

    "... Tego wieczoru było chłodno. Głośno cykały świerszcze. Julia poza bramą szkoły czuła się, jakby opuszczała więzienie. Wcześniej nie było okazji wychodzić, tyle się działo. Dopiero Konrad zasugerował jej, że za bramą jest inny, równie cudny świat. 
    Gdy przeszły przez bramę, natknęły się na zieloną ścianę lasu. Trochę brzóz, gdzieniegdzie świerk, modrzew czy sosna. Michalina pobiegła, mocno objęła drzewko i przytuliła się do niego. 
- Mama zawsze mówiła, że brzoza to poczciwe drzewo. Wyciąga złą energię. Spróbujcie." (Magdalena Witkiewicz, Szkoła żon, Poznań 2013, s. 116) . 
 SZKOŁA ŻON MAGDALENA WITKIEWICZ
WYDAWNICTWO: FILIA
LICZBA STRON : 256
ISBN:978-83-63622-17-6
DATA WYDANIA : 17.04.2013
WYDANIE: PIERWSZE

   Zamykam oczy i przenoszę się do tytułowej Szkoły żon, słyszę cykanie świerszczy, zapach lasu...
Chciałabym leżeć i pachnieć jak kobiety w Szkole żon... Być trochę feministką, egoistka i zacząć wreszcie widzieć świat z perspektywy tego, że ważne jest to co czuję i potrzebuję ja. Znaleźć mimo różnicy pokoleń, Jagódka mogła być mamą Michaliny, prawdziwą namiastkę przyjaźni (JULIA,JAGÓDKA I MICHALINA) i dobroci ludzkiej.
Główne bohaterki szkoły żon dobrane są przypadkiem
Julia- " Piętnasta zero jeden. Właśnie uprawomocnił się wyrok sądu w sprawie rozwodowej jej i jej eks męża" świeżo upieczona rozwódka z urazem do mężczyzn. Pobyt w SPA wygrywa w konkursie wizytówkowym, gdy w klubie opija z koleżankami swój rozwód.
Misia- Michalina zwana przez swojego Misia(MICHAŁ) Misiem. Do Zmysłowej Szkoły żon trafia ponieważ Miś nie jest zadowolony z seksu oralnego w wykonaniu Michaliny. Michalina wychodzi z założenia, ze tylko Misiowi należy się przyjemność nie jej. Zagubiona, młoda, nastoletnia dziewczyna. Pracuje w klubie, w którym odbywa się konkurs wizytówkowy.
Jadwiga-  Pani lat 50 parę, żona męża który od paru lat nie widział nic interesującego w swojej żonie. Zamiast spędzać z żoną czas i kupować jej prezenty wolał kochanki i  to nawet pod nosem żony sąsiadkę mieszkającą pięto wyżej. Jadwiga kochała swój fotel w którym czytała tkliwe romanse i tam przeżywała najlepszy seks czasem z rumieńcami na twarzy.
Marta- mama dwójki dzieci, które kocha najmocniej, żona. Lubi słodycze z roku na rok rozmiarówka jej ubrań się poszerzała, w końcu zakładała na siebie coś w rozmiarze namiotu bez kształtu jakiegokolwiek. Ewelina ciotka Marty, właścicielka Zmysłowej Szkoły żon, pewnego dnia pragnie odmienić Martę zapraszając ją do szkoły żon...
   Pochłonęłam Szkołę żon Magdaleny Witkiewicz na dwa razy tego samego dnia, musiałam dać odpocząć mojej wyobraźni. Na okładce w  Empiku czytałam: "Romantyczna, erotyczna i trochę feministyczna opowieść o współczesnych matkach, żonach i kochankach." pomyślałam, że raz zaryzykowałam kupując pierwszą z serii książek z tulipanem i się zawiodłam. Zaufałam opinii Asymaki.  
Książka, która nie pozwala zapomnieć o sobie, potrafimy odnaleźć w bohaterkach jakieś cechy siebie i pomysł na to by coś zmienić, chyba, że ktoś jest tak szczęśliwy i owa zmiana jest mu zbędna to niech przeczyta na zapas, żeby  ewentualnie doradzić innej kobiecie. Czasem warto zostać egoistką i pomyśleć o sobie, znaleźć kogoś z kim czujesz się dobrze nie w ubraniu i makijażu tylko nago i bez makijażu nieważne czy masz 20 lat, 30, 40, 53, ważne jaką jesteś dla sbiebie.
Polecam Szkołę żon- koleżanka Katarzyna W.P. przeczytała ją w trzy godziny i "Była świetna", pewnie nawet kolejna wojna światowa by jej nie oderwała od pochłaniania książki.
Książka o kobietach dla kobiet...